Aktualności

University of Southern Denmark - wyprawa do Danii 15.01.2014 09:27

W końcu, po dosyć długim czasie, jak i w pewnych bólach, urodziła się ta oto (foto)relacja z bohaterskiej wyprawy 5 studentów do Danii. Zaczynając od początku, to na wyjazd w ramach programu Erasmus zdecydowało się sześć osób (sami automatycy): Filip, Jarosław, Kamil (narrator), Łukasz, Piotr (zrezygnował ostatecznie) oraz Rafał. Mieliśmy wyjechać na pierwszym semestrze drugiego stopnia studiów, co było naszą ostatnią szansą na tego typu wyjazd. Wiązały się z tym dwa problemy: zdawanie prac inżynierskich w trybie „turbo” oraz tylko jeden semestr na uczelni zagranicznej (można wyjechać na dwa, lecz muszą one być w trakcie jednego roku akademickiego).WstępWybraliśmy University of Southern Denmark, przy czym my zdecydowaliśmy się na studia w Odense (z możliwych 5 lokacji). W tym miejscu może nasunąć się pytanie, dlaczego Dania? No cóż, być może zabraliśmy się za całą papierkową robotę zbyt późno i Dania była ostatnią otwartą opcją. Co nieco opisał nam kolega Paweł, który był tam przed nami, i był on z tego wyjazdu zadowolony. Wolelibyśmy Hiszpanię lub jakiś inny, południowy kraj, lecz nasz wybór padł ostatecznie na Odense, bo jak nie wtedy, to już nigdy… Sama Dania, przynajmniej dla mnie, była dosyć „neutralna”. Jedyne co kojarzyłem, to Syrenka w Kopenhadze i ewentualnie produkcja klocków Lego i Carlsberga. Jako plus przemawiały akceptowalna odległość ( ok. 670 km, ze Szczecina), przynależność do Unii Europejskiej oraz pełna oferta studiów w języku angielskim. Jeżeli chodzi o minusy, to je poznaliśmy już na miejscu i więcej o nich w dalszej części tekstu.Do Odense wybraliśmy się na dwa samochody. Jarosław z Łukaszem wyjechali 11 lutego, a ja z Filipem i Rafałem – 15. U nich semestr rozpoczął się już z początkiem lutego, i byliśmy o co najmniej tydzień spóźnieni, lecz musieliśmy obronić swoje prace inżynierskie i pozaliczać semestr przed wyjazdem. Dojazd zajął nam około 8 godzin, a niemal cała trasa to przejazd autostradą. Tknięci przeczuciem i radami innych, w Polsce dokonaliśmy zakupu zapasów, które miały nam wystarczyć do następnego zjazdu, planowanego na święta Wielkanocne. Była to dobra decyzja, o czym przekonaliśmy się na miejscu. Tak więc, moja, Rafała i Filipa przygoda z Danią, zaczęła się w okolicach północy 14 lutego, w samochodzie załadowanym, niczym cygański tabor.EdukacjaDrugi z podrozdziałów jest poświęcony głównemu celowi naszego wyjazdu, czyli studiom. Opis może być trochę chaotyczny, lecz ciężko opisać tak rozległy temat w sposób zwięzły, a nasze doświadczenia ograniczają się jedynie to jednego semestru, plus to, co usłyszeliśmy od innych studentów.Z dostępnych kierunków studiów my wybraliśmy Robot Systems, jako najbardziej zbliżony do naszego, polskiego. Ich system uwzględnia duży wybór kursów/przedmiotów, więc byliśmy w stanie wybrać najbardziej interesujący/odpowiadający zestaw przedmiotów. Ze względu na tą możliwość, były różne grupy studentów i nie zdarzyło się nam mieć z kimś zajęcia wspólnie, na więcej niż 3 przedmiotach. My ostatecznie wybraliśmy następujące kursy: Advanced Robotics, Computer Vision, English Language Course, Investigative Data Mining i Robot System Design.W ich planie zajęć nie było podziału na projekty, laboratoria, ćwiczenia i wykłady, przynajmniej na żadnym z wybranych przez nas przedmiotów. Każdy z 5 przedmiotów był czterogodzinnym blokiem, raz w tygodniu. Bloki zaczynały się o godzinie 8:15 lub 12:15. Być może były też zajęcia o 16:15, ale my tak późno zajęć nie mieliśmy. W tym czterogodzinnym bloku, większość czasu zajmował wykład, z objaśnianiem przez prowadzącego przykładów. Zależnie od przedmiotu, część czasu była poświęcana na konsultacje dotyczące projektu. Obecność na zajęciach nie była obowiązkowa, lecz co jakiś czas należało zaprezentować grupie postęp nad swoim projektem.W trakcie wykładów korzystano z projektora a praktycznie wszystkie prezentowane materiały były dostępne dla studentów już w trakcie zajęć, tak więc można było na bieżąco śledzić prezentowane informacje i w razie potrzeby zadawać dodatkowe pytania. Pliki umieszczano na serwisie Blackboard, odpowiedniku naszego SIWE, jednak znacznie bardziej rozbudowany. Za jego pomocą można było komunikować się z innymi uczestnikami kursu jak i z prowadzącymi, a wykładowcy posługiwali się nim do przesyłania informacji na temat zajęć.Sposób prowadzenia zajęć jest różny od tego w Polsce. Wykładowca omawia teorię i mówi, co jest do wykonania w ramach projektu, lecz zadaniem studenta jest osiągnięcie zamierzonego celu. Było to dla nas sporym szokiem, tym bardziej, gdy już w naszym pierwszym dniu pobytu otrzymaliśmy projekt do wykonania, którego przez blisko miesiąc nie byliśmy w stanie w żaden sposób „ugryźć”. Studenci są obdarzeni zaufaniem i mają dużą swobodę w swojej pracy. Najlepszym tego przykładem był najważniejszy projekt, z Robot System Design, w ramach którego każda z grup miała zaprojektować i wykonać (!) zrobotyzowane stanowisko do sortowania klocków Lego. W wielkiej hali, dla 9 grup, dostępne było 9 różnych robotów przemysłowych. Aby na nich pracować studenci nie musieli mieć żadnego nadzoru, a sama hala, dzięki zastosowaniu magnetycznych legitymacji studenckich, była dostępna przez całą dobę i siedem dni w tygodniu. Cała uczelnia była w ten sposób dostępna, więc czasami, można było przyjść wieczorem i obejrzeć sobie kulturalnie film na projektorze, popijając przy tym herbatę. Wracając do projektu, hala wyposażona była również w warsztat z zestawem narzędzi. Bardziej zaawansowane prace, jak spawanie, można było zlecić pracownikom. W ramach pracy nie były rozliczane użyte materiały, a w razie potrzeby można było poprosić o zamówienie brakujących części, np. elektronicznych.Prowadzący mają bliższy kontakt ze studentami. W trakcie rozmowy nikt nie zwracał się na pan i rozmowy były bardziej swobodne. Dla mnie osobiście miłym zaskoczeniem była sytuacja, gdy prowadzący, przechodząc obok grupy studentów, pierwszy powiedział dzień dobry.Sama uczelnia ma wybitnie międzynarodowy charakter. Wszystkie zajęcia prowadzone są w języku angielskim. Sporą część studentów stanowią obcokrajowcy, w tym również Polacy. W naszej „głównej” grupie, szacuję, że było około 1/3 studentów zagranicznych, w tym jeden Polak poza nami. Co ciekawe, wielu z nich odbywała całe studia w Danii. W ramach ciekawostki dodam, że na języku angielskim spotkaliśmy kolegę z naszego wydziału, Przemysława, którego serdecznie pozdrawiam, może przeczyta :PNie obrażając naszego systemu edukacji i rodzinnej uczelni, duńska uczelnia i jej system nauczania był znacznie lepszy. Liczę się z tym, że my byliśmy tylko przez jeden semestr, ale dla mnie wystarczy porównanie z tym, co mieliśmy dotychczas, jak również z programem, który był w tym czasie realizowany w Polsce.ZakwaterowanieZ zakwaterowaniem temat jest trochę skomplikowany, gdyż mogę bazować raczej na swoich, Filipa i Rafała doświadczeniach z „akademika”. Łukasz z Jarosławem mieszkali w wynajmowanych pokojach i ich wrażenia są diametralnie inne. Były również inne opcje zamieszkania, lecz o tych całkowicie nie mam pojęcia.Ja osobiście mieszkałem w „akademiku”, który tak naprawdę akademikiem nie był. Jeżeli dobrze zrozumieliśmy, to w Odense nie istniała instytucja akademików. Były natomiast dwa bloki oraz kilka „domków” dla par. Były to obiekty spółdzielni mieszkaniowej, lecz, tak podejrzewamy, ze względu na bliskość wydziału technicznego (mniej jak 5 minut pieszo) jak i koszty, wybierane były głównie przez studentów.Organizacja w blokach była następująca: osiem półpięter, po trzydzieści pokoi każde. Pokoje były jednoosobowe wraz z łazienką. Na każdym półpiętrze były dwie kuchnie, do której „przynależało” 15 osób/pokoi. Taka kuchnia jest bogato wyposażona, z dużą jadalnią i telewizorem. Stanowi swego rodzaju centrum integracji danego „ćwierć piętra”. Ja byłem bardzo zadowolony z ludzi, których spotkałem w ramach „mojej kuchni”. Przyjęli mnie bardzo ciepło, mimo, że byłem obcokrajowcem, który dodatkowo pojawia się „na chwilę”. Wielokrotnie uczestniczyłem we wspólnej degustacji herbaty, co było okazją do wymiany kulturowej. Poza jednym Hiszpanem, byli to sami Duńczycy, i czasami mimochodem przerzucali się na język duński.Warto również wspomnieć o całym „otoczeniu” akademików. Po pierwsze, w budynkach były siłownie, piwnice, rowerownie, szwalnie (?!) jak i pralnio-suszarnie. Jak dla mnie, to teraz pogłębia się pytanie, co znajduje się w podziemiach akademików przy grzędach… Pralnie bogato wyposażone a koszty użycia były dopisywane do rachunku. Bloki wyposażone w niesamowity system zamków, gdzie jednym kluczem można było otworzyć pół budynku, lecz tylko jeden, swój, pokój. Mnóstwo zabawy dostarczyła nam wewnętrzna, bezpłatna, sieć telefoniczna.Wokół budynków znajdowało się boisko do siatkówki plażowej i boisko do piłki nożnej. Dostępne były ławki i paleniska, na których można było sobie swobodnie organizować grilla i degustacje herbaty, którą w Danii można pić w miejscach publicznych. Na tym osiedlu znajdował się również mały pub, w którym odbywały się imprezy okolicznościowe jak również projekcje filmów. Można było tam też przyjść i np. pograć sobie spokojnie w kości, gdyż każdy z mieszkańców osiedla miał do tego miejsca swobodny dostęp.Ostatnią rzeczą godną uwagi były urodziny akademików, które pełniły lokalny odpowiednik naszych juwenaliów. W ich trakcie przygotowano na terenie wiele różnych imprez jak również turniejów sportowych, a na same obchody przybywali nie tylko ich mieszkańcy.Pobyt w DaniiMimo, że Odense jest dosyć małą miejscowością (około 110 000 mieszkańców), to oferowało wiele opcji spędzania wolnego czasu. Większość atrakcji znajdowało się w okolicach centrum, lecz jedynym problemem były dojazd do niego, gdyż nasze akademiki znajdowały się w odległości około 6 km od centrum. Gdyby nie rower, to nasze życie byłoby znacznie utrudnione. Rower jest tam podstawą transportu. Ze względu na zaporowe podatki posiadanie samochodu jest bardzo drogie. Bicykl można było natomiast kupić w bardzo atrakcyjnych cenach.W ramach uczelni mogliśmy wykupić karnet na siłownię oraz, pod pewnymi warunkami, korzystać z darmowego basenu. Siłownię oferowały również akademiki. W wolnych chwilach można było zagrać przy akademiku w piłkę nożną lub siatkówkę.Wieczorami warto było wybrać się do centrum, gdzie można było miło spełnić czas w klubie. Wiele z lokali organizowało ciekawe akcje promocyjne, które tym bardziej zachęcały do odwiedzin. Zawsze można było też skorzystać z oferty baru przy akademikach.Jeżeli chodzi o bardziej „wyrafinowane” rozrywki, to, prawdopodobnie z urzędu miejskiego, otrzymaliśmy zestaw „powitalny”, w ramach którego mogliśmy skorzystać z wielu atrakcji miejskich. Były w nim między innymi darmowe bilety do miejskich muzeów, do teatru, na pływalnie czy też do Zoo. Dzięki nim odwiedziliśmy wiele miejsc, które w normalnych warunkach byśmy pominęli.Najważniejszym problemem z pobytem w Danii są ceny, które w większości przypadków są dwukrotnie większe od polskich. Sam koszt wynajęcia pokoju wynosił ponad 1000 zł, co stanowiło większość stypendium Erasmusa. Wyjazd do Danii jest kosztowny i trzeba się z tym liczyć.Miłym zaskoczeniem jest powszechna znajomość języka angielskiego. Przy naszej pierwszej wizycie na poczcie byliśmy odrobinę zszokowani tym, jak łatwo i szybko udało nam się dokonać opłat.PodsumowanieJa na pewno nie żałuję mojego udziału w wymianie. Na pewno liczyłem się z pewnymi kosztami, lecz, na szczęście, po dopłatach mogę uznać mój bilans jako dodatni. Mógłbym w tym miejscu napisać o „poznawaniu nowych ludzi i zdobywaniu nowych doświadczeń”, lecz osobiście wolę bardziej rzeczowe informacje.Po pierwsze, wyjazd był nie tylko szansą, ale wręcz zmuszał do nauki języka angielskiego, i to głównie słownictwa technicznego. W trakcie ustnych egzaminów i regularnych prezentacji projektów należało wykazać się odpowiednim poziomem języka.Drugim aspektem, jest zdobycie wiedzy. Duńska uczelnia oferowała nam możliwości, jakich Polska uczelnia na chwilę obecną nie jest w stanie nam zagwarantować.Zapoznanie się z inną kulturą. W moim przypadku, w trakcie tych kilku miesięcy w akademiku, miałem okazję „liznąć” typowo duńskiego stylu użycia. Nie mogę go określić jako lepszy lub gorszy niż nasz. Po prostu jest inny.Zasadniczo starałbym się zachęcić każdego czytającego do wyjazdu. Jeżeli jest taka możliwość i okoliczności na to pozwalają, to warto z tego skorzystać, gdyż jeżeli nie teraz, to kiedy?P.S. Podziękowania dla pani Aurelii Kołodziej, dr inż. Jacka Piskorowskiego i pań z biura Erasmusa, bez których nie udałoby nam się zorganizować tego wyjazdu w tak ekspresowym tempie.LinkiUnivesity of Sothern Denmark: www.sdu.dk/en/Akademik (dk): hco.kollegienet.dk/index.php?kat=billederMiasto Odense: www.visitodense.com/ln-int/funen/visitodenseErasmus ZUT: www.erasmus.zut.edu.plStworzone stanowiska zrobotyzowane: www.youtube.com/watch?v=-Ed0TqcZLUg&feature=youtu.beFoto: Rafał Zalepa